ROZDZIAŁ VIII

        Muszę się stąd wydostać, pomyślałam, ale jak? Niepotrzebnie poszłam do tego kina. Te całe ślady na nodze to pewnie siniaki i zaraz zejdą, ale ja musiałam być ciekawska. Zresztą, jak zwykle.
        Rozejrzałam się dookoła i ruszyłam w kierunku Asi. Chciałam wyciągnąć do niej rękę, ale wtedy przypomniało mi się, że jestem niczym więcej niż złotym pyłkiem, który ciągle się rozpływał w powietrzu. Nagle jednak dziewczyna spojrzała prosto w moje oczy i uśmiechnęła się promiennie.
        – Asia? – spytałam, a przynajmniej tak mi się zdawało. W rzeczywistości tylko to pomyślałam, gdyż w swojej nowej formie nie potrafiłam wydobyć nawet słowa.
        Resztki nadziei opuściły mnie, kiedy Asia przeszła przeze mnie, nawet mnie nie zauważając. Zbliżyła się do wysokiego mężczyzny w kwiecie wieku, ubranego w nienagannie wyczyszczony smoking, i przytuliła go.
        – Tato. Dobrze cię znów widzieć.
        Jeśli byłabym w tej chwili w moim ludzkim ciele, z pewnością opadłaby mi szczęka. Dopiero teraz zauważyłam, że Asia nigdy nic nie mówiła o swojej rodzinie.
        – Córeczko, dobrze cię znów widzieć – odparł mężczyzna. – Wszystko jest już gotowe    i wkrótce możemy zaczynać.
        Zaczynać? Nie podobało mi się to.
        Asia westchnęła.
        – Jesteś pewien, że powinniśmy to robić? A jeśli to nie jest słuszna droga? Jeśli...
        – Ciii – przerwał jej tata. – Dobrze wiesz, że  nie możemy się teraz wycofać.
        Nie odpowiedziała mu. Widziałam na w jej oczach niepewność i wahanie, ale po chwili zastąpił je wojowniczy błysk.
        – Masz rację. Zróbmy to.
        Mężczyzna uśmiechnął się na te słowa i pochwycił kieliszek szampana z pobliskiego stolika. Potem delikatnie zastukał w niego łyżeczką  Zapadła cisza.
        – Panie i panowie – tu wskazał ręką drzwi na końcu sali, drzwi które tak dobrze pamiętałam – zapraszam na... hm, no, powiedzmy że „deser”.
        Gdzieś rozległy się chichoty i zebrani ruszyli we wskazanym kierunku. Chciałam szarpnąć pobliską kobietę w żółtej sukni, żeby tam nie szła, ale znowu rozpłynęłam się w pyłek. Gdy spróbowałam coś powiedzieć, raz jeszcze usłyszałam to tylko w swoich myślach; dla otoczenia pozostawałam nieistniejącym bytem.
        Nie wiedząc, co robić, ruszyłam za znikającymi ludźmi. Unosiłam się tuż obok Asi, gdyż choć ona mnie nie widziała, ja czułam się przy niej bezpieczniej. Zeszłyśmy tymi samymi krętymi schodami i po chwili znalazłyśmy się w długim pomieszczeniu, przez które poprzednio prawie nie dostałam zawału.
        Tym razem wyglądało zupełnie inaczej: na długich, kuchennych stołach stały półmiski ze słodyczami oraz owocami, które kusiły prześlicznym wyglądem; z sufitu zwisały kryształowe żyrandole, zamiast brzęczących lamp; środek sali był pusty, a podłoga wręcz świeciła się od wypolerowanych płytek w kształcie rombów.
        Tata Asi wyminął nas, wysunął się na przód i odchrząknął. Raz jeszcze rozmowy ucichły.
        – Jestem dumny – zaczął – widząc, jak wielu chętnych zebrało się tu dzisiaj. To będzie pamiętna chwila, a zwłaszcza dla was, kiedy już się skończy. Wspólnie osiągniemy rzeczy, których dotąd nikt nie zdziałał, a czas nie będzie już nam przeszkodą.
        Klasnął i rozległ się zgrzyt. Z drugiego końca pomieszczenia wyszło dwóch mężczyzn, ciągnących na długim sznurze jednorożca. Biedne zwierzę starało się opierać, ale kopyta ślizgały mu się po podłodze. Charczał i prychał, przyglądając się im w przerażeniu. Po tłumie rozległy się pomruki zdziwienia i ciche szepty.
        – O tak – powiedział ojciec Asi. – Przed wami znajduje się najprawdziwszy jednorożec! To on pomoże nam osiągnąć nasz cel. On otworzy nam drogę do nieśmiertelności!
        Po krótkiej chwili aplauzu mężczyzna podszedł do jednorożca i wyciągnął z kieszeni długi nóż. Potem bez chwili wahania ciął: rozległ się przeraźliwy wrzask zwierzęcia, któremu odpadło lewe kopyto, tryskając wszędzie krwią. Jednorożec opadł na pozostałe trzy kończyny rżąc bezustannie. Chciałam wtedy zamknąć oczy, ale nie potrafiłam; patrzyłam na to jak zahipnotyzowana.
        Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu, kobiety śmiały się, patrząc na biedne zwierzę, a mężczyźni klaskali zachęcająco. Wtedy tata Asi chwycił brutalnie kolejną kończynę i raz jeszcze ciął. Potem zrobił tak samo z tylnymi. Poczułam jak robi mi się niedobrze i zaczęłabym płakać. Mężczyzna uniósł w górę kończyny, machając nimi triumfalnie, podczas gdy te ciągle jeszcze tryskały czerwonymi strumyczkami, plamiąc jego smoking. Jednorożec zwijał się na podłodze z bólu, kąpiąc się w kałuży własnej krwi. Jeszcze nigdy dotąd nie widziałam takiego cierpienia.
        – A teraz – ojciec odrzucił na bok ucięte kopyta – czas na róg!
        Podszedł do zawodzącego zwierzęcia, chwycił jego spiralny róg i ciął, odrywając go od skóry. Jakże wielkie było zaskoczenie moje, jego i wszystkich zebranych, kiedy przy mocnym chwycie róg po prostu się zgniótł. Mężczyzna spojrzał na niego skonsternowany i dostrzegł, że w środku był pusty. Zacisnął ze złości pięści i zauważyłam, jak jego podbródek drży.
        – ASIA! – rozległ się jego wściekły wrzask.
        Potem jego głos zaczął cichnąć, a otoczenie rozmazywać. Nic nie rozumiałam i zaczynało robić mi się słabo. Wtedy zrobiło się zupełnie biało i unosiłam się powoli w tej nicości, nie wiedząc co robić. Rozwiązanie przyszło samo: nagle uderzyła mnie przeszywająca fala zimna i uderzyłam o coś bardzo twardego.
        Kiedy otworzyłam oczy, leżałam na podłodze w kinie. Ciągle była noc i trochę księżycowego światła wpadało do środka przez otwarte drzwi, oświetlając mroczne kino. Powoli wstałam i rozejrzałam się dookoła, ale nic się nie zmieniło – ciągle było tu upiornie.
        I wtedy usłyszałam jakieś dziwne dźwięki. Serce zaczęło mi bić szybciej, kiedy nasłuchiwałam, skąd one dochodzą. Ujrzałam, że drzwi na końcu pomieszczenia były uchylone i ze schodów wydobywało się słabe światło. Wcale mi się to nie podobało, ale moje nogi same mnie tam poprowadziły. W końcu skoro tu przyszłam, żeby wyjaśnić, co się dzieje, nie mogę teraz się wycofać. Czas dowiedzieć się o co chodzi z tymi jednorożcami.
        Starając się stawiać pewne kroki – wychodziło mi to marnie, gdyż trzęsłam się jak galareta – ruszyłam naprzód. Gdy zbliżyłam się do drzwi, ujrzałam na drewnianym łuku z powitaniem zaschniętą krew. Przełknęłam ślinę i pchnęłam wejście, po czym ruszyłam schodami w dół. Na każdym kolejnym stopniu ponawiałam pytanie: czy na pewno chcę tam iść? Wolałam nie odpowiadać, tylko kontynuowałam schodzenie.
        W końcu schody się skończyły, a światło dobiegające z dołu było już bardzo wyraźne. Strach sparaliżował mnie do końca i zatrzymałam się, dotykając zimnej, kamiennej ściany. Słyszałam dziwny stukot i dźwięk ocierających się o siebie ostrzy. Wtedy rozległy się kroki i usłyszałam dźwięk, który dobrze już poznałam – końskie rżenie. Choć brzmiało jak końskie, byłam niemal pewna, że nie należy do konia.
        Jednorożec, pomyślałam. Bałam się ruszyć z miejsca i najchętniej wróciłabym do domu, ale nie potrafiłam. Odezwało się we mnie dziwne przeczucie. Ale ja jestem głupia, przeszło mi przez myśl i wyszłam zza zakrętu.
        Pomieszczenie które zapamiętałam z tamtej mrocznej nocy, gdy przyszłyśmy tu z Asią, niczym się nie różniło. No, może poza tym, że kolorowe płyny, którymi były wypełnione wiadra, były wszędzie rozlane. Na końcu długiej sali stał odwrócony do mnie plecami mężczyzna, dzierżący w dłoni długi nóż; obok jego nogi spoczywał rzeźnicki tasak. Przed nim leżał spętany jednorożec, piękny i śnieżnobiały. Mimo to w jego oczach błyszczało przerażenie.
        – W końcu cię mam – wysapał mężczyzna. – Teraz już nikt ci nie pomoże.
        Nie wiem jakim cudem, ale z mojej krtani wydobył się głos.
        – Ja mu pomogę!
        Znieruchomiałam, kiedy on się odwrócił i zmierzył mnie szalonym spojrzeniem. Ja zaś znałam jego twarz.
        – Ty jesteś tatą Asi... – wyszeptałam.
        – Czego tu chcesz? – warknął na mnie i sięgnął po tasak. – Wynoś się stąd!
        Wciąż pełna dla siebie podziwu, że ciągle tam byłam, ruszyłam do przodu, stawiając długie kroki. Poczułam się ciut pewniejsza, ale wciąż przerażona.
        – Uwolnij tego jednorożca – powiedziałam. – Nic ci nie zrobił.
        Rechot, który usłyszałam, przyprawił mnie o gęsią skórkę.
        – Głupia dziewucho, to sprawa, która wykracza poza twoje pojmowanie.
        Zatrzymałam się, kiedy dzieliło mnie od niego już tylko kilka metrów. Oddychało mi się coraz trudniej przez unoszący się w powietrzu swąd.
        – Wiem, że chcesz być nieśmiertelny. Naoglądałeś się Harrego Pottera, czy jak? – prychnęłam. – To tylko zwykłe bajki.
        Mężczyzna zaczerwienił się cały na twarzy i splunął gdzieś na bok. Potem ruszył w moją stronę, wciąż dzierżąc nóż i tasak.
        – Pożałujesz tych słów.
        Jęknęłam, żałując swojej zuchwałości i zaczęłam się oddalać. On jednak miał zaraz mnie dosięgnąć. Cofnęłam się pod jeden z metalowych stołów i oparłam się o niego, próbując wcisnąć się w ścianę. Ręce ubrudziły mi się tym kolorowym płynem i poczułam obrzydzenie. Tata Asi był już prawie przy mnie i uniósł nad głowę tasak, kiedy wpadłam na pomysł.
        Nie czekając sekundy, odwróciłam się i chwyciłam na oślep wiadro. Prawie wyślizgnęło mi się z rąk, ale w ostatniej chwili rzuciłam nim prosto w mojego prześladowcę. Zanim zderzyło się z jego twarzą, zdążył ją zasłonić rękoma, tym samym wypuszczając z lewej tasak. Zanurkowałam ku niemu i schwyciłam go, potrącając mężczyznę. Potem pobiegłam do ciągle rżącego jednorożca.
        – Wracaj tu! – rozległ się wrzask, ale ja się nie oglądałam. Dobiegłam do zwierzęcia        i zaczęłam ciąć sznur pętający jego przednie kopyta. Ono jednak ciągle szarpało się, bardzo utrudniając mi zadanie. Poczułam jak sznur już prawie ustępuje, kiedy ktoś uderzył mnie w głowę.
        Ból sprawił, że przestałam jasno myśleć. Silne ręce mężczyzny pociągnęły mnie do tyłu   i ujrzałam, jak powoli opada ku mnie nóż, gdy nagle się zatrzymał.
        – Stój! – rozległ się krzyk. – Zostaw ją natychmiast!
        Obrazy przed moimi oczyma były rozmazane, ale rozpoznałam stojącą przy schodach Asię.
        – Asia, córeczko… – głos jej taty brzmiał nienaturalnie. – Nie mówiłaś, że się spóźnisz. Chyba nie chcesz, żeby ominęła cię ta wiekopomna chwila?
        – Zostaw Zosię – nie zwracała uwagi na jego słowa. – Natychmiast.
        Mężczyzna zmarszczył brwi.
        – Dobrze zatem. Skoro moja córcia tego chce...
        Odepchnął mnie pogardliwie.
        – Co ci tak na niej zależy? – spytał.
        – Nieważne. Po prostu ją zostaw, a nie będziemy ci przeszkadzać – odparła Asia.
        – Wy? Nie, ty zostajesz ze mną. Wspólnie dokończymy dzieła.
        Widziałam, że ręce dziewczyny drżą. Była tak samo przerażona jak ja.
        – To, co chcesz zrobić, jest złe, tato. Nie zabijesz tego jednorożca. Tego, ani żadnego innego.
        Upiorny śmiech, jakim wybuchł, zmroził mi krew w żyłach.
        – Zdrajczyni, myślisz, że nie wiedziałem, że to ty podstawiałaś mi fałszywe szkapy? Dobrze wiedzieć, że mam taką humanitarną córkę, ale na nic ci się to nie zda. Nie chcesz mi pomóc? Znajdziemy inny sposób.
        On jest chory, pomyślałam z przerażeniem, gdy ruszył w stronę Asi. Chce ją zabić! Mimo to nie mogłam się ruszyć, a głowa ciągle mi pulsowała od bólu.
        – Asia! – krzyknęłam. – Asia, uciekaj!
        Ojciec był już zaledwie kilka kroków od niej i już wyciągał rękę z nożem, kiedy rozległo się głośne rżenie. Obejrzałam się do tyłu i zobaczyłam tylko, jak ten sam jednorożec, który jeszcze przed chwilą leżał spętany na ziemi, pędził w kierunku taty Asi. Ten jednak nawet się nie obejrzał. Gdy rozpędzone zwierzę dźgnęło go rogiem, poleciał do przodu, a nóż wygiął się niefortunnie w jego dłoni. Kiedy upadł na posadzkę, wydał z siebie tylko cichy jęk i wyzionął ducha.
        – O matko – wyszeptałam.
        Był martwy. Tata Asi nadział się na własny nóż i był martwy. Wstałam ostatkiem sił i podbiegłam do dziewczyny, obejmując ją przerażona.
        – Asia, tak mi przykro...
        Łzy popłynęły po moich policzkach i nie starałam się ich zahamować.
        – W porządku – odparła dziewczyna ze stoickim spokojem. – To był przypadek, nadział się na nóż. Wiedziałam, że tak będzie. Tłumaczyłam mu, do czego doprowadzi to jego pragnienie władzy. Jednak on nigdy nie słuchał i zapragnął być nieśmiertelny. Ale ty...
        Otarłam oczy i spojrzałam na jej twarz.
        – Co ja?
        – Ty ocaliłaś tego jednorożca – powiedziała. – Ocaliłaś Nadrożno. Ocaliłaś mnie.

***

        Minęło chwila, nim zrozumiałam wszystko to, co opowiedziała mi Asia. We wsi od lat istniała legenda o duchu dobrego jednorożca, który sprawuje opiekę nad jej mieszkańcami. Nikt jednak nie podejrzewał, że zwierzę istnieje naprawdę. Asia i jej ojciec przeprowadzili się tu, kiedy dziewczyna miała ledwie roczek. Długo to zajęło, nim objęty obsesją tata znalazł w końcu jednorożca. Wiedział też, że osiągnie dzięki niemu nieśmiertelność. Tak rozpoczął swój nikczemny plan, w który przez przypadek wplątałam się ja...
        Asia odprowadziła mnie do domu i tam się pożegnałyśmy. Ona przytuliła mnie mocno     i powiedziała, że dziękuje za pomoc. Byłam bardzo zmęczona i poszłam od razu spać. Gdy rano wstałam, zjadłam śniadanie i od razu poszłam po Asię. Jednak jej dom stał pusty...
        Przeszukałam go bardzo dokładnie, obdzwoniłam wszystkie numery, obeszłam całą wieś, ale nigdzie nikt nie widział czy słyszał czegokolwiek o wesołej, promiennej nastolatce. Cała ta sytuacja zaczęła mnie coraz bardziej przerastać, kiedy w końcu spotkałam Andrzeja. Chłopak podszedł do mnie i chciał mi dać całusa na powitanie, jak to miał w zwyczaju, ale ja odsunęłam się od niego.
        – Czy coś się stało? – spytał niepewnie.
        Odwróciłam się od niego i spojrzałam ku niebu, gdzie słońce właśnie zaszło za chmury. Pojedyncza łza spłynęła po moim policzku.

        – Nie – odparłam. – Nic już nie będzie w porządku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz