ROZDZIAŁ V

           Leżąc już w łóżku, myślałam tylko o Andrzeju. Byłam ciekawa, jak to się wszystko dalej potoczy. Noc jednak minęła mi dość szybko. Rano obudził mnie telefon od Asi. Mówiła, że dzwonił do niej Marek z propozycją spotkania. Mówił też, abym przyszła razem z nią, ponieważ Andrzej chce się ze mną zobaczyć. Jak tylko skończyłyśmy rozmowę, poszłam się szykować. Chciałam zrobić jak najlepsze wrażenie. Pijąc herbatę w kuchni, zauważyłam, że babcia chodzi po podwórzu bardzo zmartwiona. Wyszłam do niej i zapytałam: 
- Babciu, czy coś się stało?
- Wiesz, nie mamy jednego konia w stajni, ktoś musiał w nocy nam go wykraść, strasznie się o niego martwię… Ach ta moja starość, już na nic mi nie pozwala, nawet własnego dobytku nie umiem porządnie upilnować - stwierdziła ze smutkiem w oczach.
- Oj, nie mów tak, może sam uciekł, a ty nawet nie zwróciłaś uwagi, powinnaś trochę podzwonić po znajomych i zapytać, czy ktoś go nie widział. Ja ci niestety nie pomogę, właśnie miałam wychodzić z Asią. Będę jakoś wieczorem – oznajmiłam, po czym poszłam w stronę domu Asi.
Gdy tak szłam, miałam w głowię tą całą sprawę z koniem babci. Coś zaczęło mi się składać w całość. W tym opuszczonym kinie… Jeju, zaczęły mi się pojawiać obrazy stamtąd. Chciałam zapomnieć, teraz wszystko zaczęło wracać. I pomyśleć, że tam mógł być koń mojej kochanej babuni.
Doszłam do domu Asi, zapukałam i ku mojemu zdziwieniu drzwi otworzyła mi jej mama, bo przyjaciółka jeszcze się nie ubrała i dopiero co wstała z łóżka. Poszłam do jej pokoju i tam czekałam. Gdy mnie tylko zobaczyła, uściskała mocno i podziękowała za wspaniałą zabawę. Nagle wszystko wspominałyśmy, ja cały czas mówiłam coś o Andrzeju, jednak Asia nic, cisza o Marku. Może się jej nie spodobał, nie wiem, wolę nie wnikać.
- Marek mówił, że mają dla nas robotę specjalną, jednak nie chciał powiedzieć jaką. W każdym razie za dobre jej wykonanie otrzymamy nagrodę - powiedziała zafascynowana tym wszystkim.
           Nie zdążyłam nic odpowiedzieć, bo zadzwonił dzwonek do drzwi. Był to Marek, przyszedł po nas. Udałyśmy się za nim. Byłam tego dnia szczęśliwa, ale tak naprawdę szczęśliwa, jak nigdy dotąd. Asia trzymała mnie kurczowo za rękę, nie wiem do końca dlaczego, ale jakoś nie wzbraniałam się przed tym. Gdy przybyliśmy na miejsce, Andrzej już czekał. Na przywitanie przytulił mnie i dał buziaka w policzek. Teraz był pewniejszy swych ruchów, czułam to.
- Tak więc, co dla nas wymyśliliście? - niecierpliwiła się  Asia.
- Widzicie te stado baranów, o tam, przy drzewach? - zapytał nas Andrzej.
- No tak, widzimy - powiedziałyśmy z Asią jak jeden mąż.
- To teraz wasza praca polega na zagonieniu ich do tej zagrody, jeżeli zrobicie to dobrze, będzie super nagroda - wyjaśnił nam Marek.
Roześmiałam się:
- Jeżeli ty, Andrzej, jesteś nagrodą, to mogę zrobić, co mi tylko każecie – powiedziałam, śmiejąc się.
            Nie usłyszałam odpowiedzi ze strony Andrzeja, bo Asia już mnie ciągnęła do tych baranów.  Męczyłyśmy się jakiś czas z nimi, nic nam nie wychodziło, my w jedną, one w drugą. Ze śmiechu omal nie padłyśmy na tej polanie.
- No dalej, chodźcie nam pomóc, a nie stoicie jak te barany! - krzyknęłam  do Andrzeja i Marka. Od razu przybiegli nam na pomoc. Lecz zamiast zająć się barankami, wzięli się za nas. Podnosili, zaczepiali, wiecie, jak to chłopcy w tym wieku. Po jakimś czasie udało się wszystko zrobić, otrzymałyśmy naszą nagrodę. Był to garnek ze złotymi monetami. Jednak to nie takie zwykłe monety, one były z czekolady. Pyszne, moje ulubione.
Spędziłyśmy na tej polanie z chłopakami cały dzień, bawiąc się, śmiejąc, rozmawiając praktycznie na każdy temat, dobrze się poznaliśmy. Jednak miałam wrażenie, że Asia czuje się obco, nieswojo. Późnym wieczorem Andrzej i Marek odprowadzili nas pod mój dom. Asia chciała, abyśmy nocowały u niej, ale ostatecznie postanowiłyśmy zostać u mnie.
Martwiłam się o babunię, nie chciałam jej zostawić samej.  Na  pożegnanie jak zwykle Andrzej dał mi buziaka, Marek chciał zrobić to samo z Asią, ta jednak odwróciła głowę. Dziwiło mnie jej zachowanie. Weszłyśmy do domu. Babcia już na nas czekała z gorącą herbatką i kolacją. Chwilkę rozmawiałyśmy, starałam się razem z Asią poprawić humor babci i powiem wam, że chyba nawet nam się troszkę udało.
Poszłyśmy wszystkie w trzy podlać kwiatki w ogrodzie i popatrzeć w gwiazdy. Noc była o dziwo ciepła i piękna. Pograłyśmy jeszcze z babcią w karty i było super. Serio, dawno nie spędziłam z babunią tak miło czasu. Trochę ją  za bardzo zmęczyłyśmy, bo gdy się położyła, od razu zaczęła chrapać … hihihih.   A my dwie zostałyśmy zdane na siebie same. Za sprawą tego, że ta noc była taka piękna  stwierdziłyśmy, że możemy spać w ogrodzie.
Wzięłyśmy koce, poduszki i rozłożyłyśmy się pod starą wierzbą płaczącą. Gdy byłam mała, zawsze chciałam mieć na niej swój domek, ale jakoś nie udało mi się tego pomysłu zrealizować. Gdy już tak leżałyśmy,  zapytałam Asię czy Marek jej się nie podoba, i czy coś się przypadkiem nie dzieje, bo widzę, że ostatnio jakoś posmutniała. Usiadła naprzeciwko mnie, serce nagle zaczęło bić mi szybciej. Dłoń Asi wylądowała na moim policzku, powiedziała mi, iż od samego początku to ja się jej podobam, zakochała się we mnie. Pocałowała mnie. Nie wiem, jak to się stało, ale odwzajemniłam to, czułam, że coś mnie do niej ciągnie. Wiem, że jest to zakazane, że tak nie powinno być, jednak nie potrafiłam się powstrzymać. Asia odsunęła się lekko ode mnie, bojąc się mojej reakcji. Nic nie powiedziałam, położyłam się. Już zasypiając, zaczęłam się martwić z powodu nieobecności Asi obok mnie. Rozejrzałam się po ogrodzie, nigdzie jej nie dostrzegałam. Starałam się nie spać w oczekiwaniu za nią,  lecz byłam tak zmęczona, że nawet nie wiem, kiedy zasnęłam. Poczułam tylko, jak w którymś momencie Asia powoli i delikatnie kładzie się obok mnie, wtula się i zasypia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz